Wydział Dziennikarstwa i Nauk Politycznych

Paweł, student niewidomy

Świadomość podjęcia wyższych studiów była w moim życiu obecna od zawsze. Wiedziałem, że jest to niezbędne dla maksymalnego rozwijania moich możliwości intelektualnych. Ponieważ bezrobocie wśród osób niepełnosprawnych utrzymuje się na wysokim poziomie, uważam, że trzeba mieć naprawdę wysokie kwalifikacje i umiejętności, aby mieć poważne szanse na zdobycie dobrej pracy w przyszłości.

Moja przygoda z Uniwersytetem Warszawskim rozpoczęła się w roku 2003. Po zdaniu matury przystąpiłem do egzaminów wstępnych. Swą przyszłość chciałem wiązać z socjologią bądź z naukami politycznymi. Zdając sobie sprawę z dużej liczby kandydatów na tych kierunkach, jako trzeci wydział wybrałem historię. Niestety, nie zostałem przyjęty na moje wymarzone studia, lecz na mniej ważną dla mnie historię.

Z egzaminów pamiętam tylko stres i to, że zdawaliśmy w osobnej sali, aby nie przeszkadzać rzeszom zdających, a także aby oni nie przeszkadzali nam.

Było to dla mnie trochę przykre i kojarzyło się z izolacją. Nieprzyjemne wrażenie pozostało na długo. Po zakończeniu egzaminu, komputerowe i brajlowskie karty odpowiedzi, które wypełnili niepełnosprawni studenci, zostały przepisane na standardowe arkusze i włożone między pozostałe. Wyniki ogłoszono w internecie. Ważne dla mnie było to, że sprawdzający nie mogli się zorientować, że odpowiedzi były udzielane przez osobę niepełnosprawną.

Od początku nowego roku akademickiego rozpocząłem studia na Wydziale Historycznym. Moje negatywne nastawienie do tego kierunku, poczucie porażki i niechęci spowodowały, że w ogóle nie byłem w stanie zintegrować się z grupą. Studia bardzo mi się nie podobały. Dziś uważam, że było to wówczas najrozsądniejsze wyjście.

Wszystkim jednak radzę: jeśli nie uda Ci się raz dostać na wymarzony kierunek, próbuj ponownie, nie idź na kompromis. Przecież słabszy wynik matury można poprawić, a czas poświęcony na przyswajanie wiedzy, która nas nie satysfakcjonuje, jest zmarnowany.

Po opuszczeniu Wydziału Historycznego spędziłem półtora roku w domu. Poziom wiedzy wyniesiony z liceum przyniósł mi już jedną naukową klęskę i postanowiłem dać sobie samemu szansę. Skorzystałem z oferty fundacji „Optimi Elaturi” i zapisałem się na kurs przygotowujący do matury. Narzuciłem sobie dość surowy rygor codziennej pracy nad poszerzaniem wiedzy z historii, WOS-u i angielskiego. Udało mi się dzień w dzień poświęcać stałą liczbę godzin na czytanie książek i notatek z liceum.

Bardzo istotną pomoc stanowił dla mnie zbiór książek na serwerze Centrum Komputerowego dla Osób Niepełnosprawnych. Wszystkim przygotowującym się do egzaminów wstępnych, a także maturzystom polecam wycieczkę na kampus UW i założenie konta użytkownika. Dzięki niemu zyskają oni dostęp do szerokiej gamy literatury (również naukowej).

W czerwcu i lipcu 2005 r. ponownie podszedłem do egzaminów. Zdawałem na socjologię, nauki polityczne i na politykę społeczną. Wyniki zaskoczyły mnie. Zostałem przyjęty na każdy z kierunków i to na dość wysokim miejscu na liście. Po namyśle wybrałem nauki polityczne.

Rozpoczynając naukę w październiku, nie byłem wolny od obaw. Jednak szybko się okazało, że pozytywne nastawienie, w parze z interesującymi przedmiotami stanowią przepis na to, aby iść naprzód. Dziś mogę powiedzieć: warto studiować!

Na studiach już od pierwszych dni widać zasadniczą różnicę między edukacją licealną a wyższą. Studia to samodzielność, tu nikt nie będzie kontrolował prac domowych. Uczymy się dla siebie i nikt z powodu naszych porażek nie zadzwoni z pretensjami do rodziców. Ale jeśli przy tej potrzebie samodzielności nie będziemy mieli silnego przekonania, że studia są potrzebne i że je lubimy, nauka stanie się męczarnią.

Jednak nie jesteśmy w tej drodze sami. Na początku spotykamy się na UW z sympatycznymi pracownikami Biura ds. Osób Niepełnosprawnych. Sądzę, że pomyślna nauka jest odwrotnie proporcjonalna do ilości wizyt w biurze, bo jeśli wszystko układa się dobrze, nie musimy szukać pomocy.

Z pracownikami naukowymi dobrze jest utrzymywać poprawne stosunki. W ciągu mojego ponad dwuletniego pobytu na politologii, ani razu nie trafiłem na postawę zamkniętą wobec osoby niepełnosprawnej. Prowadzący zajęcia, których spotykałem, rozumieli moje potrzeby. Często zgadzali się na ustne zaliczanie testów i egzaminów. Dokładali wszelkich starań, aby procedura mojego zaliczania była jak najbardziej zbliżona do tej, która obowiązywała resztę grupy. Najważniejszym wyzwaniem jest po prostu przyswojenie wymaganego materiału.

Oprócz tego krąg przyjaciół i znajomych daje niepełnosprawnemu poczucie bezpieczeństwa. Gdy zdarzy się na przykład remont ulicy, zawsze znajdzie się ktoś chętny do pomocy. Zawsze również znajdzie się ktoś, kto przeczyta przyklejone na drzwiach ogłoszenie (np. o odwołanych zajęciach) i zawsze ktoś pożyczy notatki, jeśli przytrafi się nam opuścić jakieś zajęcia.

Chciałbym podkreślić, że najważniejsze jest pozytywne nastawienie psychiczne i gotowość podjęcia wyzwań. Jeśli uda nam się zaaklimatyzować na uczelni, szybko okaże się, że problemy i bariery, które rysowaliśmy w swojej wyobraźni, przestaną stanowić powód do stresu.

Wojciech, student poruszający się na wózku

Jeszcze ucząc się w liceum, myślałem o zdawaniu na politologię. Interesowały mnie tematy związane z polityką, z Unią Europejską itp. Po zdaniu matury postanowiłem spróbować dostać się na Uniwersytet Warszawski. Przez cały okres wakacji denerwowałem się, czy wyniki mojej matury wystarczą. Wystarczyły!

Kiedy już wiedziałem, że dostałem się na UW, zadawałem sobie pytanie, jakich ludzi spotkam? Jacy będą wykładowcy? Czy sobie poradzę? Wszyscy, których spotkałem (zarówno na Wydziale jak i w Biurze ds. Osób Niepełnosprawnych) okazali się bardzo sympatyczni i pomocni.

Jestem bardzo zadowolony z wybranych przeze mnie studiów. Bardzo przyjemnie jest się tam uczyć. Nie żałuję swojej decyzji.

Wszystkie osoby niepełnosprawne, które zastanawiają się nad rozpoczęciem studiów na Uniwersytecie Warszawskim, zachęcam, aby się nie wahali. Starajcie się o przyjęcie na wybrany kierunek!

Wydział Filozofii i Socjologii

Michał, student z niepełnosprawnością ruchową

Gdy ukończyłem liceum, było dla mnie oczywiste, że powinienem pójść na studia. Wykształcenie ogólne, jakie uzyskałem, nie gwarantowało mi zatrudnienia. Perspektywa przerwania regularnych kontaktów z rówieśnikami także nie napawała optymizmem. Duże znaczenie miało też zdanie rodziców, którzy uważali, że powinienem dalej się kształcić. Już wówczas można było spotkać się z opinią, że spośród wszystkich warszawskich uczelni Uniwersytet Warszawski proponuje studentom niepełnosprawnym najlepsze warunki studiowania. Zresztą – co tu kryć – studiowanie na UW zawsze wiązało się z prestiżem wśród rodziny i znajomych.

Wybór odpowiedniego kierunku studiów nie był dla mnie prosty, ponieważ zdawałem sobie sprawę, że nie wszystkie budynki są w jednakowym stopniu dostosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych ruchowo. Spośród kilku możliwości wybrałem w końcu filozofię. Już w liceum interesowałem się tą dziedziną wiedzy. Poza tym miałem nadzieję, że rozwinę swoje zdolności umysłowe, pogłębię umiejętność rozumienia tekstów (a wiadomo przecież, że niektóre teksty filozoficzne nie należą do najłatwiejszych w czytaniu) oraz nauczę się krytycznego myślenia. Jedynym problemem, z którym musiałem sobie poradzić, był fakt, że budynek Instytutu Filozofii jest niedostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych.

Istotnie, pierwszy rok był dosyć trudny, nie tylko dlatego, że trzeba było zaliczyć kolokwia i egzaminy, ale także z powodu adaptacji do nowych warunków.

Najtrudniej było mi poruszać się po schodach – musiało minąć trochę czasu, zanim nauczyłem się dosyć sprawnie, jak na moje możliwości ruchowe, wchodzić schodzić po schodach. Część zajęć mieliśmy w budynku Wydziału, część na kampusie głównym. Przechodzenie na drugą stronę Krakowskiego Przedmieścia również wymagało sporego nakładu sił. Wtedy ulicę tę przemierzało dużo więcej samochodów niż obecnie. Wprawdzie przejście podziemne pozwalało w miarę bezpiecznie przedostać się na drugą stronę, ale dla mnie, zwłaszcza na początku, nie stanowiło wystarczająco atrakcyjnej alternatywy. Dlatego zazwyczaj korzystałem z przejścia dla pieszych, nieopodal kościoła Świętego Krzyża. Wiązało się to jednak z dłuższym spacerem, gdyż trzeba było iść okrężną drogą.

W sytuacji, gdy próbowałem zdążyć na następne zajęcia, każda minuta była dla mnie cenna. Na szczęście, wbrew moim początkowym obawom, prowadzący zajęcia okazywali zrozumienie i nie nękali mnie za spóźnienia. Mogłem także w każdej chwili liczyć na pomoc studentów, którzy okazali się bardzo otwarci i uczynni. W miarę upływu czasu, gdy przystosowywałem się do nowych warunków, udzieliła mi się również atmosfera studenckiego życia. Właśnie tej szczególnej atmosfery – rozmów z kolegami, wspólnych spotkań w kawiarniach i pubach – będzie mi chyba brakowało najbardziej po ukończeniu studiów.

Dlatego na pytanie, czy niepełnosprawni absolwenci szkół średnich powinni studiować, odpowiadam – oczywiście, że tak. Na pewno nie będą żałować. Mimo że czasem pojawią się zapewne przejściowe trudności, nie znaczy to, że mamy się im poddać. O tym wiedzą chyba wszyscy niepełnosprawni. Z różnego typu barierami walczymy wszak na co dzień i już do tego przywykliśmy.

Podejmując decyzję o wyborze kierunku studiów, należy wziąć pod uwagę nie tylko własne predyspozycje i zainteresowania, ale także przystosowanie budynków danego wydziału do potrzeb osób z daną niepełnosprawnością. Bliższych informacji na ten temat udziela Biuro ds. Osób Niepełnosprawnych. Można tam też uzyskać szczegółowe dane na temat form wsparcia i pomocy dla osób niepełnosprawnych w trakcie studiów.

Wydział Historyczny

Olga, studentka głucha

Jestem niesłyszącą studentką UW na zaocznej informacji naukowej i bibliotekoznawstwie. Jeszcze w szkole podstawowej myślałam o podjęciu studiów. Jednak wtedy niesłyszących studentów było naprawdę bardzo mało, a ja z nikim nie rozmawiałam o tym, jak jest na uczelni. W miarę upływu lat, w liceum coraz więcej niesłyszących zdawało maturę i dostawało się potem na studia. Zaczęłam rozmawiać o tym z ludźmi. Byłam ciekawa, czy mi się uda.

Obecnie jestem na trzeciej z kolei uczelni. W poprzednich uczelniach radziłam sobie nieźle, ale w końcu wybrałam Uniwersytet Warszawski. Nie miałam żadnych obaw co do tego, czy zdam egzaminy wstępne, czy mnie przyjmą, jak będę dogadywać się z wykładowcami. Mimo to pamiętam, że umierałam ze strachu na początku zajęć na każdej uczelni. Chodzi o pierwsze minuty przebywania w nowej grupie. Ponieważ sama nie słyszę, niełatwo mi idzie poznawanie ludzi słyszących, których na studiach jest po prostu przygniatająca większość. Jednak za każdym razem nawiązywałam znajomości i przyjaźnie. Dzięki temu żyję spokojnie na studiach (oczywiście za wyjątkiem sesji egzaminacyjnych).

Dla osoby niesłyszącej studia nie są najtrudniejszym etapem edukacji. Nie ma czego się bać! Najważniejsze jest to, żeby mieć pasję i dobrze znać język polski. Wtedy sobie poradzimy wszędzie!

Za każdym razem, gdy rozmawiam z ludźmi słyszącymi, pytają mnie jak radzę sobie na wykładach? Odpowiadam, że to nic takiego; przepisuję na bieżąco to, co notuje sąsiadka. Pytam ich o dodatkowe sprawy, wszystko pisemnie. Nie sprawia to nikomu żadnego problemu. Z niektórymi wykładowcami jest kontakt e-mailowy, są przystępni i mili. Jak pójdziesz do nich na dyżur, przyjmą Cię, wysłuchają, i pomogą.

Poza tym istnieje Biuro ds. Osób Niepełnosprawnych – tam sporo można załatwić. Do BON-u można zajrzeć zarówno przed podjęciem decyzji o studiach, jak i w trakcie studiów.

Wydział Nauk Ekonomicznych

Ludwika, studentka słabowidząca – Kolorowe życie na uczelni

Mówiąc o „kolorowym życiu”, mam na myśli dni czasem trudne, pochmurne, czasem zwykłe i codzienne, a czasem naprawdę piękne. Jeśli marzą Ci się studia, podejmij je.

Jestem studentką Uniwersytetu Warszawskiego dopiero od półtora roku, ale ten czas był dla mnie pełen niespodzianek. Kiedy kończyłam liceum, bardzo chciałam podjąć kształcenie na poziomie wyższym. W czasie matury miałam duże problemy techniczne, ale chyba dzięki temu byłam bardziej zdeterminowana i tym bardziej walczyłam o swoje zwycięstwo. Z rekrutacją też nie było lekko. Po prostu, jak to często się zdarza, moi rówieśnicy lepiej wypadli ode mnie. Mimo to, na kilka dni przed rozpoczęciem roku akademickiego otrzymałam pozytywną odpowiedź z uczelni.

To była naprawdę długo oczekiwana chwila. Do końca nie wiedziałam, co mnie czeka. Zdawałam sobie poniekąd sprawę, że czekają mnie kolejne wyzwania. Ale moja radość z sukcesu była wielka. Co ważne, na Uniwersytecie Warszawskim osoby niepełnosprawne mogą otrzymać bardzo dużą pomoc. Jak sądzę, dzisiaj, w czasach tak rozwiniętej techniki, największym problemem i obawą przed studiowaniem jest stosunek zdrowego środowiska do osób niepełnosprawnych. Wiem, że to może bardzo utrudniać i ranić, ale dajmy im szansę. Oni wszystkiego się z czasem nauczą pod warunkiem, że się trochę otworzymy. Ja już powoli zaczynam to zauważać.

Na początku było trochę strasznie. Koledzy nie chcieli się ze mną zaznajamiać, pomagać. Zachowywali się tak, bo chyba bali się coś zrobić źle, czy powiedzieć coś nieodpowiedniego. Ewidentnie wynikało to z braku wcześniejszych doświadczeń. Z wykładowcami też czasem było ciężko. Któregoś razu rozmawiałam z nauczycielem, tłumacząc mu, jakie mam pomysły na radzenie sobie na uczelni. To właśnie na tym trzeba się skoncentrować, a nie na przeszkodach typu „tego nie mogę, temu nie podołam” itp. Po dłuższej chwili milczenia usłyszałam: „A Pani skończyła liceum?” Załamałam się. Mój kilkunastominutowy monolog kompletnie nie został zrozumiany. Ale były też przygody zabawne. Któregoś dnia po tego typu rozmowie podszedł do mnie wykładowca i pyta: „To co, przeszło już Pani?” Uśmiałam się i odpowiedziałam: „Panie doktorze, wierzę w cuda, ale jeszcze wciąż czekam.”

Teraz jest już dużo lepiej. Cały czas jednak są rzeczy, które mnie trapią i które muszę pokonać. Kilka osób po jakimś czasie, kiedy oswoiło się z moją niepełnosprawnością, stwierdziło, że to pewnie dlatego, iż jestem tu pierwszą studentką z takim problemem,  dokonuję na Wydziale rewolucji. Dlatego, jeśli ktoś z Was marzy o ekonomii i wybierze w przyszłości ten kierunek studiów, będzie miał trochę lepiej.

Jeśli chcesz o cokolwiek zapytać, porozmawiać albo podjąłeś decyzję o studiach i szukasz bratniej duszy, czekam na kontakt.

Do zobaczenia na uczelni!

Wydział Neofilologii

Studentka słabowidząca

Już w gimnazjum wiedziałam, że chcę studiować anglistykę. Na początku studiów odnajdywanie odpowiedniej sali sprawiało mi kłopot, jednak po krótkim czasie bez problemu trafiałam w odpowiednie miejsce.

Kandydatom, którzy z niepokojem oczekują rozpoczęcia studiów, radziłabym, by nie bali się, gdyż zawsze znajdą się osoby chętne udzielić pomocy.

Wydział Matematyki, Informatyki i Mechaniki

Studentka słabowidząca

Przed rozpoczęciem studiów nie zastanawiałam się długo nad tym, jaki kierunek byłby najlepszy ze względu na moją niepełnosprawność. Chciałam studiować to, co mnie interesuje. Owszem, wiedziałam, że osoba niedowidząca, studiując matematykę czy ekonomię, nie będzie miała łatwego życia. Trudno wyobrazić sobie bardziej „tablicową” naukę – wzory, wykresy, rysunki – wszystkie trudne do opisania w sposób, który umożliwiłby niewidomemu robienie notatek. Często słyszałam od innych studentów, że jeśli na wykładzie nie znajdą miejsca w pierwszych kilku rzędach, to w zasadzie mogłoby ich nie być, bo nie widząc dokładnie tego, co jest na tablicy, nic nie skorzystają z zajęć! A przecież niewidomy lub niedowidzący codziennie polega tylko na tym, co zostanie powiedziane na głos!

Z czytaniem na głos notatek z tablicy bywało różnie. Zdarzają się prowadzący, którym wystarczy, że niepełnosprawny student raz poprosi ich o pomoc. Potem sami starają się pomagać, od czasu do czasu dopytają, czy wszystko w porządku, nie robią problemów, gdy trzeba dłużej zostać po kolokwium, bo student ma przedłużony limit czasu. Kiedyś na moich ćwiczeniach – a było to zaraz na początku pierwszego roku – do tablicy podszedł student, który nie czytał ani słowa z tego, co pisał, niczego nie wyjaśniał. Prowadzący zareagował na to apelem do wszystkich na sali: „Proszę Państwa! W swojej pracy nieraz zauważam, że studenci matematyki nie potrafią skutecznie się komunikować. A przecież będziecie kiedyś przedstawiać referaty na proseminariach, seminariach… Umówmy się, że będziemy ćwiczyć też mówienie o matematyce: niech każdy, kto podchodzi do tablicy, mówi, co pisze i stara się tłumaczyć pozostałym to, co robi”. Nie muszę chyba wspominać, że na tych ćwiczeniach już wszyscy czytali, co piszą, a to bardzo ułatwiło mi naukę.

Drugi rodzaj prowadzących to tacy, którzy są pełni dobrej woli, ale najzwyczajniej w świecie zapominają, że na sali jest osoba potrzebująca ich pomocy. Co i rusz trzeba wtedy o sobie przypominać. Przyznam, że nie jest to ani łatwe, ani przyjemne. Nieraz poddaję się i nie pytam (po raz czwarty w ciągu zajęć): „Czy mógłby Pan to przeczytać?”. Chociaż to też nie jest dobre rozwiązanie. Jeśli niepełnosprawny milczy i nie zgłasza wątpliwości, to prowadzący często zakłada, że nie potrzebuje pomocy. Nie warto udawać.

Jest jeszcze trzeci rodzaj wykładowców. To ci, którzy mówią wprost, iż pomagać nie będą (zwykle twierdząc, że nie mogą). Niestety, zdarzają się prowadzący, którzy w pracy dydaktycznej posługiwaliby się najchętniej tylko kredą i tablicą, i nie zamierzają zmieniać nawyków dla jednej niewidomej osoby na roku. Na szczęście spotkałam dotychczas niewiele takich osób.

Za to większość studentów traktuje niepełnosprawnych jak równych sobie. Chociaż słyszałam od niektórych, że nieraz drażni ich nie tyle niepełnosprawność, co po prostu charakter niepełnosprawnego. Każdy jest na tyle niepełnosprawny, na ile to okazuje – i nie trzeba się dziwić, że sprawni wolą niepełnosprawnych, którzy nie podkreślają swojego szczególnego położenia, tylko identyfikują się z ogółem studentów.

Ale niepełnosprawny student zmaga się często z trudnościami o wiele bardziej przyziemnymi. Na przykład to, że osoba poruszająca się na wózku inwalidzkim często sama nie dostanie się do niektórych budynków uniwersyteckich – a nawet jeśli, to czeka ją kaskada wind, podnośników i drzwi na tyłach budynku. Niestety, specyfiką uniwersytetu jest to, że siedziby niektórych wydziałów znajdują się w zabytkowych pałacach, w których bardzo trudno wprowadzić udogodnienia dla niepełnosprawnych ruchowo.

Decydując się na studia, niepełnosprawny powinien zdawać sobie sprawę z tego, że będzie napotykał więcej trudności niż pozostali studenci. Nawet najlepiej zorganizowana pomoc ze strony uczelni nie usunie wszystkich barier. Mimo to, uważam, że warto podjąć trud studiowania, by móc potem starać się o pracę i nie pozostać do końca życia na utrzymaniu rodziny i państwa.

Wydział Polonistyki

Grażyna, studentka słabowidząca

W związku z moją niepełnosprawnością nigdy nie spotkały mnie jakieś przykre doświadczenia. Jak dotąd wszyscy profesorowie z mojego Wydziału nie odmówili mi pomocy np. wtedy, gdy chciałam zaliczać coś ustnie. Nie mam z tym żadnego problemu. Natomiast, jeśli chodzi o grupę, również nie narzekam. Mam nawet bardzo miłą i bezinteresowną koleżankę, która jest ze mną w jednej grupie i zawsze pomaga mi, gdy tylko ją o to poproszę. Wpisuje mnie choćby na listę, gdy siedzę na wykładzie, a w przerwach między nimi zawsze rozmawiamy.

Co do anegdot związanych z życiem studenckim, spotkała mnie niedawno zabawna sytuacja związana z okularami, które noszę. Po jednym z wykładów podeszła do mnie koleżanka, która nie dość, że studiuje ze mną na jednym roku, to jeszcze pracuje jako optyk. Po uprzejmym przywitaniu się ze mną powiedziała: „Przepraszam, albo mi się wydaje, albo znów mam jakieś „zboczenie zawodowe”, bo przyglądałam Ci się podczas całego wykładu i zauważyłam, że spadają Ci okulary”. Odpowiedziałam: „Masz rację.” Ona na to: „Czy jest Ci z tym wygodnie?” Odrzekłam: „Wiesz, ja już się do tego przyzwyczaiłam.”

Po tej odpowiedzi koleżanka-optyczka niewiele myśląc wzięła moje okulary i zaczęła mi je poprawiać. Muszę powiedzieć, że jej interwencja okazała się skuteczna, bo na dzień dzisiejszy moja druga para oczu (tak mówię o swoich okularach) już mi nie spada.

Już od najmłodszych lat marzyłam o tym, żeby studiować polonistykę i moje marzenie spełniło się w tym roku. Czy się bałam? Każdy człowiek się boi, jeśli nagle znajduje się w nowej sytuacji, a jego życie – nawet w sensie pozytywnym – przewraca się do góry nogami. Pamiętam swój pierwszy kontakt z Panią Anią Szymańską, która widząc strach w moich oczach, zaczęła mnie pocieszać i tłumaczyć, że początki zawsze są trudne i tym zdaniem przełamała pierwsze lody. BON przy UW to bardzo pozytywna instytucja.

Wszystkim niepełnosprawnym polecam studenckie życie. Dzięki niemu można zyskać pewność siebie, nawiązać nowe znajomości i poznać smak sukcesu, który na studiach smakuje podwójnie.

W pewnym momencie człowiek przekonuje się, że wiara góry przenosi, a marzenia naprawdę się spełniają, tylko trzeba nad nimi wytrwale i ciężko pracować oraz nie zrażać się niepowodzeniami, jakie niesie nam życie. Mam nadzieję, że moje słowa w jakiś sposób również przyczynią się do tego, że niepełnosprawni studenci zdecydują się na wykonanie swojego pierwszego kroku.

Wydział Prawa i Administracji

Piotr, student słabowidzący

Tak naprawdę nie miałem do ostatniej chwili pojęcia, jaki kierunek wybiorę. Mieszkam w Jeleniej Górze i jedyne, co miałem zaplanowane, to wyjazd do Warszawy na studia. Niejednokrotnie słyszałem, że z moją niepełnosprawnością dużo łatwiej będzie mi tam studiować. Ostatecznie po przemyśleniach oraz po namowach kilku osób wybrałem prawo. Ponieważ nie jest to łatwy kierunek, moje obawy, czy sobie poradzę, były ogromne. Miałem jednak zdrowe podejście i wiedziałem, że jeśli nie dam rady, spróbuję czegoś innego. Tak jak wielu młodych ludzi przybywających z małych miast, niepokoiłem się, czy poradzę sobie w tak dużej aglomeracji, jaką jest stolica.  Poza tym, obciążony dużą wadą wzroku, nie miałem pojęcia, czy podołam codziennym czynnościom, których nigdy nie musiałem wykonywać w domu.

Najtrudniejsze były pierwsze dni. W akademiku, na uczelni, nawet na ulicach czułem się trochę samotny i zagubiony. Dość szybko poznałem jednak ciekawych znajomych, z którymi było dużo łatwiej. Stopniowo, tak jak każdy, dostosowałem się do otoczenia i było już w porządku.

Na studiach radzę sobie dobrze i mogę być z siebie zadowolony. Nie uważam też, żeby rzucano mi kłody pod nogi z powodu niepełnosprawności. Sądzę, że doszukiwanie się przejawów dyskryminacji nie ma tu sensu. Wprawdzie zdarzyło mi się kilka nieprzyjemnych sytuacji, ale nie znajdziemy studenta, któremu by one się nie zdarzyły. To od nas samych zależy, jak będziemy postrzegani i jak będzie się nam układało.

Obecnie podjąłem studia na jeszcze jednym kierunku. Pomoc ze strony uczelni, głównie stypendialna, powoduje, że osobom niepełnosprawnym studiuje się znośniej, a przecież w naszym przypadku podjęcie takiego wyzwania jest prawie niezbędne. Mam nadzieję, iż w życiu zawodowym będzie mi się tak dobrze układało jak właśnie na studiach, które zdecydowanie wszystkim polecam.

Wydział Psychologii

Urszula, studentka poruszająca się na wózku

Na początku szkoły średniej nie zastanawiałam się poważnie nad podjęciem studiów. Momentem przełomowym była połowa liceum ogólnokształcącego, gdy uświadomiłam sobie, że czas szkolny kiedyś się skończy i trzeba pomyśleć o własnej przyszłości. Zaczęłam się wtedy zastanawiać, co chciałabym studiować. Po długim namyśle poważnie pomyślałam o psychologii. Zaczęłam się wtedy obawiać, co zrobię, jeśli się nie dostanę.

Aby zrealizować moje zamierzenia, sporo się uczyłam. Wtedy zobaczyłam w studiach wyzwanie i tak naprawdę moją pierwszą dorosłą decyzję. Wówczas już byłam pewna, że będę zdawać na psychologię.

Po długich przygotowaniach nadszedł czas egzaminów wstępnych. Przed jego rozpoczęciem wszyscy byli zdenerwowani. Każdy z nas starał się jednak pocieszać innych i tym sposobem wszyscy się trochę rozluźnili. Samo zdawanie wymagało ode mnie skoncentrowania uwagi na pytaniach, a nie na sobie, dzięki czemu nie czułam się sparaliżowana strachem. Egzaminy wstępne jednak przeżyłam, a po nich poczułam ogromną ulgę. Potem zostało już tylko oczekiwanie na wynik.

Gdy dowiedziałam się, że będę studentką, wpadłam w prawdziwą euforię. Towarzyszyło mi poczucie satysfakcji, jakiej do tej pory nie czułam. O studiach myślałam z ogromnym zainteresowaniem, chociaż zastanawiałam się, czy opanuję tak wiele materiału do sesji oraz jak nowi ludzie przyjmą moją znaczną niepełnosprawność. Z punktu widzenia doświadczonego studenta wiem, że ilością materiału do nauczenia  nie ma co się przejmować, choć sesja rzeczywiście wymaga sporo wysiłku.

Jeśli chodzi o ludzi na uczelni, oczywiście zdarzają się niesympatyczni, chociaż w znacznej większości spotykam się z szacunkiem, zrozumieniem, wsparciem i chęcią pomocy ze strony innych. Studiowanie daje mi ogromną satysfakcję, jestem bardzo zadowolona z kierunku, który wybrałam.

Podsumowując, zachęcam wszystkich do zdawania na studia, ponieważ tylko ludzie, którzy nic nie robią, nie popełniają błędów i wszystko im się udaje.

Umiemy poradzić sobie z porażką! Natomiast uczucie satysfakcji, że jest się studentem, który ciągle się rozwija i decyduje sam o sobie, jest wspaniałe.